Agatha Christie o......o karze za zbrodnie |
"Mogę się wstrzymać z wydaniem sądu o mordercy, uważam jednak, że ktoś taki zagraża całej społeczności: wnosi wyłącznie nienawiść, odbiera zaś wszystko, co tylko zdoła. Chętnie uwierzę, że już taki się urodził, że to swoiste kalectwo, może nawet zasługujące na litość. Niemniej mordercy nie wolno oszczędzać, podobnie jakby się nie oszczędzało człowieka, który w średniowieczu wymyka się z wioski dotkniętej zarazą i wkracza pomiędzy niewinne zdrowe dzieci w wiosce sąsiedniej. Niewinnych trzeba chronić; trzeba im zapewnić spokój i bezpieczeństwo, niech żyją bez lęku w ludzkiej gromadzie.
Przerażające, ale niewinni właściwie nikogo nie obchodzą. Kiedy się czyta o morderstwie, nikogo nie napawa grozą obraz, powiedzmy, wątłej staruszki w sklepiku tytoniowym, która się odwraca po paczkę papierosów dla młodego bandyty, a ten ją napada, bije, dopóki nie zatłucze na śmierć. Nikt się nie przejmuje jej przerażeniem, jej bólem ani tą ostatnią litościwą chwilą utraty świadomości. Nikt nie odczuwa męki ofiary - każdy współczuje jedynie mordercy, bo przecież jest taki młody...
Dlaczego miałby uniknąć egzekucji? W tym kraju zabijało się wilki. Nie próbowaliśmy uczyć wilka mieszkać z jagnięciem - skutek, sądzę, byłby wątpliwy. Wybiliśmy w górach dziki, nim zeszły w dolinę i zaatakowały dzieci bawiące się nad strumieniem. To byli nasi wrogowie, więc ich unicestwiliśmy.
Co robić z osobnikami zarażonymi bakcylem okrucieństwa i nienawiści, z tymi, dla których ludzkie życie nie przedstawia żadnej wartości? Często pochodzą z dobrych rodzin, otrzymali dobre wykształcenie, mieli dobre widoki na przyszłość, a jednak są, mówiąc najprościej, nikczemni. Czy istnieje lekarstwo na nikczemność? Jak należy ukarać zabójcę? Z pewnością nie dożywotnim więzieniem, to bardziej okrutne niż kubek cykuty w starożytnej Grecji. Bodaj najlepszym rozwiązaniem, jakieśmy w ogóle znaleźli, była deportacja. Bezkresna głusza zaludniona tylko najprymitywniejszymi istotami, gdzie da się żyć w prostszych warunkach.
Co tu kryć, cechy uważane dzisiaj za wady niegdyś uchodziły za zalety. Bez okrucieństwa, bezwzględności, bez absolutnego braku miłosierdzia człowiek pewno by nie przetrwał, prędko zniknąłby z powierzchni ziemi. Może dzisiejszy nikczemnik to wczorajszy zwycięzca. Wówczas był niezbędny, owszem, lecz teraz stwarza wyłącznie zagrożenie.
Jedyną nadzieję upatruję w wyroku skazującym takie indywiduum na przymusową służbę dla dobra całego społeczeństwa. Przestępca mógłby, na przykład, wybierać między kubkiem cykuty a poddaniem się eksperymentom medycznym. Wiele dziedzin wiedzy, a już zwłaszcza medycyna, potrzebuje do badań materiału ludzkiego; zwierzęta nie wystarczą. Na razie to sam naukowiec, oddany badacz, ryzykuje własne życie, lecz przecież mogłyby istnieć ludzkie króliki doświadczalne - skazańcy, którzy dobrowolnie zamieniliby śmierć na określonej długości eksperyment, a gdyby przeżyli, odkupiliby tym sposobem swoje winy i wrócili na wolność, już bez piętna Kaina na czole.
Niewykluczone, że nic by się w ich życiu nie zmieniło. Powiedzieliby tylko: - No, miałem szczęście, tak czy siak mi się upiekło. - Z drugiej strony fakt, iż społeczeństwo coś im zawdzięcza, wcale nie musiałby przejść bez echa. Nie należy się spodziewać zbyt wiele, ale troszkę zawsze można. Przynajmniej dałoby się przestępcy szansę dokonania czegoś wartościowego i uniknięcia zasłużonej kary. Reszta już by zależała od niego. Czyby nie zaczął żyć inaczej? Czy wręcz nie czułby pewnej dumy?
Jeżeli nie, cóż, niech Bóg się nad nim zlituje. Jeśli nie w tym życiu, to może w następnym taki ktoś obierze lepszą drogę. Niemniej podkreślam, liczą się tylko niewinni: ci, którzy żyją tutaj i teraz, uczciwie i nieustraszenie stawiając czoło światu, ci, których trzeba chronić przed krzywdą. Jedynie oni są ważni.
Może kiedyś znajdzie się lek na nikczemność - potrafimy już zoperować serce, zamrozić ciało - może pewnego dnia da się zmienić geny, przeobrazić komórki. Wystarczy pomyśleć, jakim przełomem w leczeniu kretynizmu stało się odkrycie zjawiska niedoczynności i nadczynności tarczycy.
("Autobiografia", tłum. Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska)